Tutaj miał pojawić się zupełnie inny tekst. W serii o mitach nt. pracy policji chciałem wyjaśnić czym się różni praca kryminalnych i dochodzeniowców i dlaczego kryminalni nie przesłuchują.
Niestety, kiedy kończyłem sobotni tekst o depresji, dotarła do mnie wiadomość, że w trakcie interwencji na ul. Inżynierskiej, na warszawskiej Pradze, zginął policjant.
Inżynierska to mój dawny rewir. Nie raz, nie dwa, jeździliśmy tam z kolegami na zatrzymania, wielokrotnie prowadziliśmy sprawy pobić czy rozbojów w tamtej okolicy.
Natychmiast więc pojawiło się w mojej głowie pytanie- kto? Czy to ktoś, kogo kojarzę? Zacząłem je zadawać sobie jeszcze mocniej, kiedy media, z właściwym sobie olewactwem, zaczęły mylić policjanta nieumundurowanego z kryminalnym, podając że zginął ktoś z mojego dawnego wydziału.
Ale kiedy wieczorem, ktoś ze znajomych odpisał z nazwiskiem zmarłego i okazało się, że za bardzo nie kojarzę osoby, nie poczułem ulgi. Bo co to na dobrą sprawę zmieniło?
Mimo że w cywilu jestem już 4 lata, to nadal każde zdarzenie z udziałem policjanta dotyka mnie osobiście. Po pierwsze- czuję, że równie dobrze to mógł być ktoś mi bliski, po drugie- i nawet chyba ważniejsze, nadal uważam policjantów w czynnej służbie za swoich kolegów.
Nawet pomimo tego, że samego Mateusza niespecjalnie kojarzyłem. On pracował w wydziale patrolowym KP Targówek- to jednostka, która podlega Komendzie Rejonowej Warszawa VI, w której ja pełniłem służbę w Wydziale Kryminalnym.
Ale praca kryminalnych jest dość odległa od patrolówki. I nie zrozumcie mnie źle- nie uważam, żeby była w jakikolwiek sposób lepsza, czy “elitarniejsza”- bo nie jest. Po prostu mamy swoje zadania, czasem się stykamy, ale częściej pracujemy osobno.
Mateusz z żoną. Foto ze zrzutka.pl
Jeszcze z naszymi patrolowcami (to jest tymi z WWP KRP) miałem styk dość regularnie- dopytywałem o szczegóły jakichś interwencji, pokazywałem im zdjęcia figurantów, albo przesłuchiwałem po tym jak kogoś zatrzymali (bowiem przesłuchanie jest w takiej sytuacji obligatoryjne, ale o tym jeszcze kiedyś napiszę).
O tyle z policjantami z KP Targówek nie za bardzo miałem kiedy się poznać. Mijaliśmy się czasem na zabezpieczeniach, albo przy odprowadzaniu zatrzymanych na dołek, ale znaliśmy się raczej z widzenia. Po prostu nie było kiedy dłużej pogadać.
Ale wracając do zdarzeń z sobotniego popołudnia:
Jeśli weszliście w ten post, licząc na to, że swoją ”ekspercką” wiedzą rozłożę wydarzenia na drobne elementy i opowiem, co zawiodło, albo jakie błędy popełniono, to niestety się przeliczyliście.
Żeby jakkolwiek sensownie ocenić tę sytuację, trzeba znać odpowiedź na masę pytań- jakie informacje dostały siły z OPP jadące na miejsce, co przekazano na odprawie, czy policjanci mieli szansę wcześniej zobaczyć interweniujące załogi, czy zachowano procedurę użycia broni i pewnie tysiąc innych.
Jakiekolwiek gdybanie, bez odpowiedzi na te pytania, znajomości sekwencji zdarzeń itp. - to po prostu bzdury. A że odpowiedzi nie znam (jak zresztą każdy, kto nie ma dostępu do akt czy rozmów z policjantami, którzy byli na miejscu), nie zamierzam nic na siłę pisać.
Jedną z tradycyjnych odpowiedzi na wszelkie zdarzenia w Policji, jest zrzucanie tego na karb skróconych szkoleń podstawowych, wprowadzonych w związku z pandemią COVID-19.
Podobnie jak w większości przypadków, tak samo tutaj, jest to bzdura. Mateusz, który zginął w sobotę, do policji trafił mniej więcej równo ze mną- na długo przed pandemią, kiedy jeszcze szkolenia prowadzone były normalnym trybem.
Do trybu tego, po zmianach w 2020r., wrócono już w 2021, więc drugi z funkcjonariuszy, ten który strzelał, również w nich nie uczestniczył. Jak podają media, chłopak ma za sobą ok. Półtora roku służby, czyli szkolenie podstawowe zaczynał w 2023- znów, w normalnym trybie.
Strzelec ze mnie żaden, instruktor też, więc ciężko się wypowiadać. Gorzką ironią jest niestety to, że na pewno nie zabrakło wyszkolenia w zakresie celowania i składania się do strzału. Jedyny strzał, który padł, niestety trafił. W dodatku w klatkę piersiową, tak jak uczą na szkoleniach.
To czego mogło zabraknąć, to spokojna ocena sytuacji, ale tego nabywa się z czasem. Nie da się tego wyuczyć w kilka miesięcy.
Niemniej, warto wspomnieć, że jeśli chodzi o wyszkolenie strzeleckie, to jednak policjanci prosto po szkole w tym przodują. Wciąż mają jakieś nawyki wyrobione przez regularne ćwiczenia na szkolnej strzelnicy- a wbrew obiegowym opiniom, spędza się tam jednak sporo czasu.
Dopiero po wejściu do regularnej służby te nawyki słabną, a podtrzymanie jest ciężkie z bardzo prostego powodu- nie ma kiedy. Patrolówka jeździ z interwencji na interwencję, dochodzeniowcy prowadzą po 150 spraw na raz, dzielnicowi robią jednocześnie za policjantów, opiekę społeczną i listonoszy.
Wszyscy robią masę nieudokumentowanych nadgodzin, a i tak brakuje rąk do wszystkiego. I to powiedzmy jasno- to nie jest nawet kwestia tych 5 czy 10 tysięcy wakatów- choć to też paląca sprawa. Ale żeby zaszła tu jakaś widoczna zmiana, to formacja powinna być o połowę, albo i dwa razy większa.
Wracając do meritum- podstawowym problemem w regularnych szkoleniach jest brak czasu na ich zorganizowanie. Nawet okresowe zaliczenia ze strzelania i WF robi się w biegu i byle wpisać w papierach zaliczenie, a nie sprawdzić podtrzymanie umiejętności.
Oczywiście, coraz większa grupa funkcjonariuszy zdobywa wiedzę we własnym zakresie. Szkolą się ze strzelectwa, pierwszej pomocy itp. Ale robią to za własne pieniądze, w wolnym czasie.
Nie. Jeśli ktoś chce taką sytuację wpisywać w polityczne wojenki, nie ważne, po której stronie stoi, to niech się puknie w ten pusty łeb.
W ogóle, wnioskowanie o kondycji stutysięcznej formacji na podstawie pojedynczego zdarzenia, nawet tragicznego, wydaje się, delikatnie mówiąc, mało mądre.
Nawet jeśli dorzucimy do tego inne zdarzenie- sprzed roku, czy półtora, warto pamiętać o innych liczbach. Policja podejmuje codziennie 15-20 tysięcy interwencji. Dokonuje 500-600 zatrzymań.
Nawet biorąc pod uwagę dolne widełki oznacza to miesięcznie 450 tys. Interwencji. Rocznie prawie 5,5 miliona.
A teraz wyobraźcie sobie, że wybieracie sobie 1-2 z tych sytuacji i mówicie, że to jest jedyny słuszny obraz Policji. No głupota!
Nie był. To stażysta- więc owszem, dość świeży policjant. Ale staż oznacza, że przeszedł szkolenie podstawowe, zdał wszystkie egzaminy i został dopuszczony do służby.
Staż to obowiązkowy okres oddelegowania policjanta do służby w oddziałach prewencji. W jego ramach młody funkcjonariusz odbywa 63 służby, w tym dwa dni szkoleniowe.
Z reguły, na taki staż policjant powinien trafiać zaraz po ukończeniu szkolenia podstawowego i przejściu do swojej jednostki. Ale zdarza się, i nie są to wcale pojedyncze przypadki, że ten na adaptację trafiają funkcjonariusze po roku na ulicy.
Dlatego, na pewno można mówić o niedoświadczonym, młodym policjancie, ale nie był to człowiek, który pierwszy raz założył na siebie mundur.
Po pierwsze- zgadzam się z głosami, które już pojawiają się na policyjnych grupach. Chłopak, który strzelał, oczywiście powinien ponieść karę. Jak donoszą media, postępowanie prowadzone jest w kierunku przekroczenia uprawnień (art. 231 kk) w zbiegu ze spowodowaniem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem jest śmierć (art. 156 par. 3 kk).
Nie ma wątpliwości, że jego policyjna przygoda właśnie się zakończyła. Spierdolił sprawę najgorzej, jak tylko w służbach można spierdolić- ktoś za jego błąd zapłacił życiem. Ale powinniśmy też chronić go przed zbyt pochopnymi opiniami i medialnym linczem.
Tak samo, jak przestępcy, których miał łapać, powinien mieć zagwarantowany sprawiedliwy proces z prawem do obrony. A najgorszym skutkiem linczu, byłaby sytuacja, w której trzeba by w tej sprawie organizować dwa pogrzeby.
Z punktu widzenia Policji chyba dużo ważniejsze jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, co zawiodło i co zmieniać, żeby takie sytuacje się nie powtarzały.
A jeśli wy chcecie coś pomóc- wpłaćcie coś na zrzutkę dla rodziny Mateusza. Nie zwróci to ojca dzieciom, ale może pomoże im przetrwać ten trudny czas.