Sześćdziesiąt siedem lat temu, o 7:30 czasu moskiewskiego, na bajkonurskim kosmodromie zakończono odliczanie. Rakieta R-7 wyniosła na orbitę okołoziemską kapsułę z drugim w historii sztucznym satelitą. \
Sputnik-2, w odróżnieniu od poprzednika, nie był kapsułą całkiem bezzałogową. Bowiem na jego pokładzie znajdowała się niewielka suczka imieniem Łajka.
Znaleziona na Moskiewskich ulicach, gdzie odebrała tradycyjne wychowanie rosyjskiego kundelka, trafiła do Instytutu Medycyny Lotniczej. Tam, z 10 podobnymi pieskami, przeszła rygorystyczny trening.
Jej wyniki nie były najlepsze z całej grupy, ale doskonale znosiła zmieniające się warunki i miała idealne do misji wymiary.
Dodatkowo, jej główna konkurentka- Albina- urodziła miot szczeniąt. A w sowieckiej Rosji nie godziło się posyłać matki w kosmos, gdy na ziemi czekały dzieci.
Dlatego też 31 października Łajka trafiła do kapsuły, która kilka dni później osiągnęła pułap 850km i rozpoczęła orbitowanie dookoła ziemi.
Był to jeden z kamieni milowych w podboju kosmosu, który utorował drogę dla późniejszych lotów załogowych. Łajka udowodniła, że żywy organizm może przetrwać na orbicie.
Sama bohaterka jednak nie przetrwała długo. Od początku była skazana na śmierć. Planowano, po kilku dniach lotu, zakończyć jej misję poprzez podanie zatrutej porcji jedzenia.
Jednak zanim do tego doszło, podczas czwartego okrążenia Ziemi, jej organizm nie wytrzymał zwiększonej temperatury. Ostatni człon rakiety nośnej, wskutek awarii nie odłączył się. A to spowodowało znaczne nagrzewanie kabiny.
Kapsuła nadal krążyła dookoła Ziemi. Spłonęła w atmosferze dopiero 14 kwietnia 1958 roku.
Co roku, przy okazji tej rocznicy, ronię dla Łajki przynajmniej jedną łzę, pamiętając o niej, jako o bohaterce naszego postępu.
Po pierwsze, żal mi Łajki z tego prostego powodu, że nie miała wyboru. Załogi Apollo-1, Sojuza-11 czy Columbii to również bohaterowie, i również zasługują na pamięć.
Ale oni wszyscy mieli wybów. Każdy z tych astronautów mógł w każdej chwili powiedzieć “sorry, jednak nie czuję się na siłach”.
Pewnie, ryzykował w ten sposób łatkę tchórza, ominięcie życiowej szansy na stanie się tym gościem, który widział planetę z góry. Ale miał wybór.
Łajka go nie miała. Tak samo jak nie mają go miliony zwierząt laboratoryjnych. I to chyba jest główny powód, dla którego z taką czułością wspominam Łajkę.
Jest ona bowiem przedstawicielką olbrzymiej grupy zwierząt, które poświęcamy w imię postępu.
I zanim oskarżycie mnie o jakiś bambinizm i nader naiwne podejście do piesków i innych zwierzątek, wytłumaczę. Rozumiem, że nie da się (a przynajmniej nie znamy sposobu) na bezpieczne wprowadzenie nowych leków i terapii.
Rozumiem, że nie da się tego uniknąć. Ale nie oznacza to dla mnie, że poświęcenie tych zwierząt nie powinno być przez nas docenione, i że nie powinniśmy dążyć, by, po pierwsze, było go jak najmniej. A po drugie- by z każdego takiego poświęcenia wyciągać dla nas jak najwięcej.
więc naprzód pies poczciwy kundel
który nas nigdy nie opuścił
latarnie ziemskie śniąc i kości
w swej wirującej budzie uśnie
zakipi — wyschnie ciepła krew
Zbigniew Herbert Naprzód Pies