Wedle rozkładu, autobus do Alcudii miał odjechać dobre pięć minut temu, a do kolejnego został przynajmniej kwadrans, więc niespecjalnie spieszyliśmy się na przystanek. Okazało się jednak, że poprzedni kurs jest opóźniony, i właśnie wyłania się zza zakrętu.
Rzuciłem się biegiem, żeby zatrzymać kierowcę na tyle, żeby Ola zdążyła dojechać z wózkiem.
W autobusie powitał mnie uśmiechnięty kierowca i wytłumaczył, że nie trzeba tak się spieszyć. Przecież widzi, że chcemy wsiąść z małym dzieckiem, więc zaczeka. A że jest opóźniony? Mówi się trudno.
Dzień później, na Okęciu, z bagażami i wózkiem czekaliśmy na autobus do domu. Niestety jednocześnie podjechały dwa- a nasz był z tyłu. I znowu- chwyciłem plecaki i poleciałem do przodu, żeby dać Oli czas na przebicie się z wózkiem przez tłum.
Mimo że poszło mi w miarę sprawnie, dobiegając, wkładałem nogę w zamykające się drzwi. Kierowca, któremu każda sekunda opóźnienia w odjeździe robi różnicę, nerwowo pogania nas klaksonem.
Zacząłem się zastanawiać, skąd ta różnica w podejściu. Hiszpańskiemu kierowcy nie robi różnicy kilkanaście minut opóźnienia. W Polsce nie pasażer jest ważny a rozkład.
Pewnie jakiś udział ma w tym śródziemnomorski styl życia. Majorka w ogóle nie wydaje się miejscem, gdzie ludzie przesadnie się śpieszą. I trochę ich rozumiem, bo okoliczności przyrody zdecydowanie sprzyjają.
Ale czy to oznacza, że Polacy chamstwo mają w genach? Albo rekrutacja do MZA premiuje gburów? Byłoby to na pewno wygodne wyjaśnienie. Tylko czy prawdziwe?
Może nie chodzi o wrodzone cechy, a to jak organizujemy cały system. Uznajemy że transport ma być punktualny jak szwajcarski zegarek, nie zastanawiając się, jakie to będzie miało konsekwencje.
Z jednej strony, rozliczamy kierowców za ich punktualność. Z drugiej- wymagamy, by w razie potrzeby nie przejmowali się opóźnieniem, tylko pomagali pasażerom.
I nie obchodzi nas, że jest to wzajemnie sprzeczne- rozwiązanie tego paradoksu pozostawiamy kierowcom. A ci, jeśli mają do wyboru być mili, albo się spóźnić, wybiorą to rozwiązanie, za które zostaną nagrodzeni. Albo przynajmniej nie zostaną ukarani.
I jakoś się to kręci.