Zbrodnia, do jakiej doszło w ubiegłą niedzielę na Żurawiej w Warszawie, sprawiła, że przez media- tradycyjne i społecznościowe- przetoczyła się fala oburzenia na bierność przechodniów, którzy nie zareagowali na trwające kilkanaście minut zdarzenie.
Jasne- zawsze warto przypominać, że niewielka reakcja jest zawsze lepsza niż brak jakiejkolwiek reakcji. Ale warto też pochylić się nad mechanizmem, z którego wzięło się całe oburzenie.
W poniedziałek reporter “Faktu” opublikował wypowiedź nieznanej osoby, mającej dostęp do nagrań, która twierdziła, że w trakcie zdarzenia, ulicą przechodziły jakieś osoby, ale nie reagowały na całe zdarzenie.
Natychmiast sprowokowało to masę komentarzy- od przytaczania efektu Kitty Hawkes (rozproszonej odpowiedzialności), przez zwykłe oburzenie, po fantazje spod znaku “gdybym ja tam był…”.
I tu warto się zatrzymać na chwilę i zastanowić, co widzicie w głowie, kiedy ktoś mówi, że zdarzenie zarejestrowały kamery monitoringu, widać na nim sprawcę, widać sam moment zgwałcenia, widać osoby przechodzące przed bramą, w której do zgwałcenia doszło.
Jak wygląda ten obraz? Czy ci bierni świadkowie przechodzą nad typem ze spuszczonymi spodniami, robiąc nad nim niezgrabny krok? Czy może mijają ciemną bramę, z której dobiegają jakieś dziwne odgłosy, więc krzyczą “czy jest tam kto?” (bo podobno coś krzyczeli)? Czy sprawca na ich oczach macha nożem i wciąga szarpiącą się kobietę do bramy? Czy może widzieli z daleka dwie osoby wchodzące do kamienicy?
Od razu powiem, że ja też nie mam pojęcia, jak to wyglądało. Nie widziałem tych nagrań. Ale wydaje mi się, że ocena zachowania świadków może się jednak różnić, w zależności od tego, która wersja jest prawdziwa.
Zwłaszcza, że “Wyborcza” bodaj w czwartek podała: “- Ludzie nie zdawali sobie w ogóle sprawy z tego, co tam się nie dzieje. Trudno szukać sensacji i dopatrywać się znieczulicy. Kobieta najprawdopodobniej była już nieprzytomna, poza tym było ciemno - mówi nam osoba znająca szczegóły śledztwa.”
I tu dochodzimy do sedna tej refleksji. Media i ich odbiorcy nie są zainteresowani faktami, tylko opowieścią, która ma wywołać jakieś emocje.
Nikt nie zadał pytań, całkiem oczywistych dla kogoś, kto oglądał takie monitoringi zawodowo- co tam w ogóle widać, ile kamer obejmują nagrania, co faktycznie miały szanse zobaczyć te przechodzące osoby? Czy sprawcę można było zobaczyć z ulicy, czy do zdarzenia doszło w bramie/klatce?
Czy o znieczulicy powiemy w kontekście np. zabójstwa Pawła Adamowicza? Tam sprawca wbiegł na scenę, na której stało kilkanaście osób. Gdyby uciekł, zamiast mówić do mikrofonu, co właśnie zrobił, przez dłuższą chwilę nikt by nawet nie zauważył, że doszło do ataku.
W zasadzie we wszystkich tekstach dotyczących spraw, o których mam jako takie pojęcie- czy to o Policji (jak np. o śmierci młodego Ukraińca na wrocławskiej izbie wytrzeźwień), czy np. o IT (koniec eldorado 😃), widzę takie uproszczenia. Mogę tylko podejrzewać, jak częste są w sprawach, o których większego pojęcia nie mam.
Z jednej strony, to po prostu sposób, w jaki działa świat. Z drugiej- skutecznie zapobiega jakiejkolwiek sensownej dyskusji, a więc i społecznie uzgodnionej zmianie.
I na pewno nie jest to najważniejszy aspekt tej sprawy. Ale warto o nim pamiętać.